Pierwszym wpisem, który postanowiłem zamieścić jest post o „mojej RZECE”.

Ten, kto przybywa nad nią po raz pierwszy, szczególnie do Płocka lub poniżej miasta, może odnieść wrażenie, że mimo swojej potęgi Płocka Wisła jest …nieco nudna. Szeroka na ponad 1 km, ale bez żadnych charakterystycznych miejscówek. Zero główek na powierzchni, zero wysp, zero podmytych burt. Nawet charakterystycznych przykos nie widać. I tylko bujające się na powierzchni liczne łódki:)

Nic bardziej mylnego.

„Bajka” w środku miasta

Dopiero pływanie wcześniej wspomnianą łódką z echosondą pokazuje jakie bogactwo struktur dennych kryje Wisełka pod powierzchnią. Zalane w latach 60-tych główki, sypane później umocnienia faszynowe, olbrzymie obszary kamienistych raf, a nawet szczątki starej przeprawy mostowej. I to wszystko pod 7-8 metrami, grubej, żyznej wody:)

To właśnie jest mój matecznik, najczęściej odwiedzane 8 może 10 kilometrów RZEKI, której nie jestem w stanie obłowić w ciągu roku. Kraina olbrzymich sumów, odradzających się (MAM NADZIEJĘ !!!) sandaczy buszujących na zalanych główkach, tańczące na ogonach karpie i monstrualne, spasione leszcze. To właśnie odcinek miejski, który stanowi właściwie początek Zalewu Włocławskiego. A moja PŁOCKA WISŁA to kolejne 2 kierunki:

w górę RZEKI: najdalej zapuszczam się do Kępy Polskiej po prawej stronie RZEKI i do Wiączemina po lewej, ale właściwie tylko w maju na bolenie i to z brzegu. W sezonie głównie obławiam zalane główki i rafy w Tokarce, główki i starą opaskę na Jordanowie oraz główki na moim ulubionym, bo najczęściej „pustym od ludzi” Rydzynie. RZEKA w górę od Płocka ma zdecydowanie dziki charakter. Już nie tak „gruba”, ot max 4 metry, szybka lub bardzo szybka, długimi odcinkami zapiaszczona i upstrzona licznymi przykosami woda. Plusem jest na pewno jej piękno, ale minusem zdecydowanie słabszy rybostan niż na miejskim odcinku. Jedynie majowy boleń, letni sandacz i nadzieja na brzanę pchają mnie tam co roku, by trochę odpocząć od tłumów w Płocku i mimo wszystko mieć nadzieję na udany połów.

Dzika RZEKA

w dół RZEKI: tutaj historia jest zupełnie inna. Poniżej Płocka woda jest już właściwym Zalewem. Nurt wytraca całkowicie swój impet i przeistacza się w wolno płynący strumień wodny. Tu docieram maksymalnie do ujścia Skrwy Prawej i Lewej. Pod kątem spiningu atrakcje kończą się na główce popłacińskiej, położonych na tej samej wysokości gruzowiskach anty-zatorowych oraz umocnieniach przy oczyszczalni na Płockiej stronie. Niżej warto jeszcze popływać za sumem. Tu dobra będzie jeszcze rynna popłacińska, głębia przy wyspie na Antonówce i ciut wcześniej widoczna nadal rynna z główką od strony Brywilna. Ujście Skrwy Prawej i Lewej to klasyka szczupakowa i okoniowa. Ale ja raczej z niej nie korzystam. Poniżej ujścia obu Skrew, na wysokości Murzynowa, próbowałem znaleźć stare główki, ale są już właściwie niewidoczne. Pewnie coś tam można znaleźć na wysokości Duninowa czy Uniejowa, ale przyznam, że to już za daleko na regularne łowy, więc odpuściłem:)

Ujście Skrwy – moja „dolna granica”

W kolejnych wpisach postaram się dzielić z Wami moimi doświadczeniami na w/w łowiskach. Zrobię to na bazie rzeczywistych wypraw, ale także dzięki doświadczeniom i wspomnieniom z ubiegłych sezonów. Dodatkowo postaram się uzupełnić ten materiał o ciekawe zdjęcia i filmiki przedstawiające to co „na” i „pod” powierzchnią. Mam nadzieję, że będą też RYBY:):) Ale to już inna rzecz…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *