Miała być relacja, ale szczerze mówiąc ani nie miałem czasu, żeby być systematycznym i codziennie dodawać wpisy, a i wyniki, co tu dużo gadać, były słabe☹

Mroczno, mgliście, zjawiskowo

Ale kilka rzeczy jest warte, żeby się nimi podzielić z Wami.

Pierwsze –> ogólnie sandacze

Oj ciężko było o konkret

Wiadomym jest, że nawet u nas, w Płocku, nie jest z tym gatunkiem „kolorowo”. Mimo, że jeszcze warto pływać za „sandolkami”, mimo, że zdarzają się prawdziwe smoki, to jednak tylko nielicznym udaje się je łowić regularnie. Trzeba być na wodzie niemal codziennie, by się wstrzelić akurat w moment ich żerowania. Nawet jak spełnimy ten warunek to wyrastają 2 kolejne przeszkody.

Żarcie sandaczowe!

Po pierwsze, szczególnie późną jesienią, to zatrzęsienie białorybu. O ile w okresie letnim stada leszczy i karpi są rozproszone po całej RZECE i migrują w górne odcinki naszego odcinka, to mniej więcej od końca września zaczyna się ruch w kierunku odwrotnym, do Zbiornika Włocławskiego.

W wyniku tego w Płocku pojawiają się wręcz niezmierzone stada w/w ryb. Za nimi oczywiście podążają drapieżniki, ale przy tym ogromnie biomasy bardzo trudno cokolwiek upolować. Kiedyś zastanawiałem się z Wojtkiem, dlaczego nasze wyniki od końcówki październiki zaczynają się tak drastycznie pogarszać. Teorie były różne, ale wychodzi na to, że po prostu trudno skusić cokolwiek na przynęty sztuczne, bo wokół są nieprzebrane ilości żarcia. Trzeba ogromnej cierpliwości, żeby cokolwiek trafić. Ale ryby są…😊

Drugie -> drobny sandacz

Wielka nadzieja na kolejne lata

Wspominałem we wcześniejszych wpisach, że pojawił się drobny sandaczyk w niespotykanej od lat skali. W czasie urlopu przekonałem się, że temat nadal aktualny😊 Któregoś dnia popędziłem w górę RZEKI, w okolice Nowego Mostu. Niestety mocny uciąg nie pozwalał na połowienie w klasycznych miejscówkach, bo nawet 25g główki nie dochodziły do dna, ale poniżej światłowodu, w strefie brzegowej można było już porzucać. W ciągu 2 godzin miałem 7 małych ryb. To samo na główkach  – na 15-20 małych trafiał się 1 wymiarek.

Fajnie, że są, fajnie, że dzięki nim są jakieś „pstryki”, no i wielka nadzieja na przyszłe sezony, że podrosną i dadzą radość wędkarzom (pozytywne podejście), albo mięcho mięsiarzom (realistyczne podejście).

Trzecie -> uciąg wody

Już w końcówce wrześni zauważalny był niestandardowo duży uciąg wody. W odczytach z Kępy Polskiej ten wskaźnik nie spadał poniżej 650 m/s. Taka wartość oznacza, że w odcinkach nurtowych 25g główki przestają wystarczać.

To powoduje jesienią 2 sytuacje – szybszą migrację ryb na odcinek miejski, gdzie nurt jest znacznie spokojniejszy. Tym samym bardzo szybko „wyjaławiają się” miejscówki w górze RZEKI. Można zapomnieć o Tokarce, mega słabo jest w okolicach Nowego Mostu. Dopiero od główki „Na pałacach” można zacząć próbować. Ale de facto wszystko skupia się poniżej „Starego Mostu”.

To z kolei powoduje okrutną presję na miejscówkach miejskich. W weekendy dochodzi wręcz do groteskowych sytuacji. Po 5-7 łódek na „Elewatorze” i na „Wcześniaku”, po 4 na „Krótkiej” i nawet niedoceniana „Gruszka” obłożona „po kokardę”. Taka niestety jest rzeczywistość.

Skurczenie się obszaru występowania ryb, poważnie ogranicza komfort łowienia. Właściwie jedynie w tygodniu i to rano można poczuć trochę swobody i cieszyć się jesienna atmosferą WIELKIEJ RZEKI.

Czwarte -> presja

Kurcze, zawsze było u nas dużo łódek. Zawsze momenty dobrego żerowania suma czy sandacza powodowały anormalne zagęszczenie łódek na konkretnych odcinkach RZEKI. Ale teraz obserwuję straszne przegięcie.

Powodem są „przyjezdni”. Nie wiem, czy katastrofa odrzańska, czy dramatyczne pustki w łowiskach warszawskich czy łódzkich powoduje taki najazd obcych łódek. Ale robi się naprawdę słabo…

I OK. Jeśli wszystko odbywa się w  kulturze jest fajnie. Dla wszystkich starczy wody…

Ale niestety powracają demony z czasów „trollingowych”. Po pierwsze notoryczne pływanie na pełnym gazie między zacumowanymi łódkami. Jakim trzeba być debilem, żeby odpalać 60-100 KM silnik i grzać 20 metrów od łowiących w pełnym ślizgu…Super, macie piękne, doinwestowane łódki, ale pamiętajcie, że nie jesteście sami na wodzie!

Po drugie wpierdzielanie się na miejscówki bez przestrzegania zasad zwyczajowego zachowania odległości od już tam łowiącego. Ile to już razy uczestniczyłem lub słyszałem pyskówki „o siadaniu na kolanach”. Jeszcze, żeby było zapytanie „Czy nie będę przeszkadzał?” to nie, najazd na główkę, zrzut kotwy i w wszystko w dupie.

Prośba jeśli to czytacie: pomiłujcie! Jeśli jesteś nowy na łowisku popatrz jakie zasady obowiązują! Zapytaj, pogadaj, a zawsze otrzymasz pomoc czy dobrą poradę!

Piąte -> sumy

Wysokie temperatury października spowodowały, że odpaliły sumy. Nie przegnę jeśli stwierdzę, że wielu z nas przestawiło się z sandaczy właśnie na wąsate. Ci co zaczęli okupować okolice przeprawy, czy ustawiali się na przykosach dobrze połowili. Dość często widziałem lub słyszałem o rybach 15-30 kg, nie mówiąc już o „śrubokrętach”, które regularnie trafiały się na główkach.

Nawet z brzegu, na betonach poniżej Starego Mostu widziałem kilka „epickich” pojedynków wędkarzy z grubymi wąsatymi. Większość z nich z wiadomych względów była przegrana, ale kilka ryb wylądowało na brzegu. No i dalej, kilka szczęśliwie zostało sfotografowanych i wypuszczonych, a kilka wylądowało w foliowych worach i zostały zatargane do bagażników…

Fajnie:)

Reasumując. Kilka fajnych dni spędzonych nad wodą zawsze jest na plus. Kilkanaście kontaktów było. Konkretnych ryb, sztuk 2☹ Trochę atmosfery jesiennej WIELKIEJ RZEKI zaabsorbowanej😊

Może listopad obdaruje konkretem? Zobaczymy.

One thought on “Urlop sandaczowy – ciąg dalszy

  1. ale swietne ryby🐟

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *