Druga część czerwca stanęła pod znakiem fali upałów.
Z jednej strony super, bo ruszyła opóźniona migracja ryb ze Zbiornika, ale z drugiej ponad 30 stopni w dzień i 25 w nocy mocno ograniczyła żerowanie sandaczy. Jeszcze w trzecim tygodniu mam rybę 69cm z „Przepompowni”, 2 x 65 cm z „Krótkiej”. Niestety, co raz częściej wracam na pusto, albo z przyłowem bolenia.
Jeszcze jakaś nadzieja wkrada się w momencie krótkotrwałego ochłodzenia po mocnych opadach deszczu. Właśnie w takim momencie trafiłem 63cm z główki „Na Wcześniaku” i tyle złowionych ryb.
Nie jest dobrze. Sandacza jest na tyle mało, że większość przerzuciła się na suma, który akurat żeruje bardzo dobrze. Nawet najwytrwalsi strasznie narzekają, że tak fatalnie z sandaczem nie było od lat. Zły prognostyk w postaci łowionych w zeszłym roku tylko i wyłącznie wyrośniętych ryb sprawdził się obecnie. Nie ma równowagi w postaci łączności pokoleniowej w populacji sandacza wiślanego. Nie wiem jaka jest tego przyczyna, ale fakt jest faktem…
Ostatnia szansa w główkach na Tokarce i Rydzynie. Dam sobie jeszcze tydzień lipcowy, żeby to sprawdzić i też chyba popróbuję się z sumami. Może w końcu nauczę się go łowić na spinning…