Kurcze, tak trochę dziwnie bez Wojtusia…Nie ma z kim pogadać o aktualnym stanie wody, o przepływie i jaki to ma wpływ gdzie będą sandolki…Pierwszy raz od wielu, wielu lat rozkminiałem i zamawiałem gumy na nowy sezon sam. Echch…
Nic to, trzeba działać, Wojtuś ogarnia sandaczyki gdzieś tam daleko i na pewno dobrze biorą😊
A jak na WISEŁCE?
A dobrze😊 Wręcz bardzo dobrze😊 Już dawno nie miałem tak dobrego startu sezonu. Ryby są i ciekawe, że w pełnej skali rozmiarów. Mam bardzo dużo ryb poniżej 40 cm, są 60tki, a i trafił się byk 85 cm! Co prawda nie mi, a Krzyśkowi, ale liczy się, że na naszej łódce.
Ale od początku.
Po pierwsze okres ochronny na sandacza do 15 czerwca. O co tu kurwa chodzi? Jeśli PZW, sorry „pzw”, ma jedyny plan nadal przez ograniczenia to dramat. Zamiast inwestować (zarybienia) i chronić (tarliska) cały czas decyduje minimalizm i chodzenie na łatwiznę poprzez martwe przepisy w regulaminach. Przecież już od połowy maja, jak co roku, chłopaki latają za sumami i żadnej straży rybackiej albo policji nie uświadczysz na WISEŁCE. Ale wystarczy…jebać „pzw”! pomiot komuny!
I teraz to co się liczy😊 Jesień, zima i wczesna wiosna to wysoka woda i bardzo szybki uciąg. To musiało pozmieniać WISEŁKĘ. Najlepiej to widać od Nowego Mostu w górę. Już Tokarka i odnoga po stronie Rydzyna & Borowiczek to zupełnie nowa RZEKA. Trzeba będzie trochę popływać, żeby to ogarnąć od nowa. Ale i odcinek Płocki nieco inny. Tu posypało, tam odsypało, więcej będę pisał już w konkretnych wpisach, ale serio, dawno nie było takiego „przetasowania” w miejscówkach.
A teraz już w końcu o rybach (dobra, jeszcze raz: jebać „pzw”😊😊). Zacząłem w maju od boleni i znowu porażka. Początek miesiąca mega zimny i zero żerowania ryb. Kilka kilometrów brzegami WISEŁKI ogarnąłem i nie to, że nie miałem czasu na wyprawy. Bywałem i to często, ale prawie zupełnie bez wyników. Jakieś tam pojedyncze ryby, a właściwie rybki.. Lipa na Troszynie, i na Kepie, i na Wiączeminie. A jak już pogoda się poprawiła to zaczęła na maxa pylić topola. Jakaś masakra! Dopiro teraz przy wyprawach sandaczowych widzę jak żrą po brzegach i w zwarkach nurtowych. no ale teraz to już nie czas dla nich:)
Nie ukrywam, że bałem się też o sandacze. Od 3-4 lat jest raczej słabo, więc nadzieja bazowała bardziej na udanej jesieni i zmianie podejścia do wyboru miejscówek, niż na „magicznej” odbudowie populacji tej ryby w WISEŁCE. Standardowo zaczęliśmy 1 czerwca (jebać „pzw”). Krzysiek „przykleił” się do przykosy „Na piachach” i choć przesunęła się o jakieś 100 metrów w dół RZEKI, to nadal jest OK. Ryby dopisywały, może bez eldorado, ale jakieś tam „pstryki” były, a i sumki kilka razy nas przewiozły. Ja, poza wspomnianą przykosą, próbowałem na główkach. Zwiedziłem kilka razy i „Krótką” i „Elewator” czy „Gruszkę”, ale zero efektów.
Chłopaki znowu na maxa narzekają. Pływają i po górze i po dole RZEKI i dramat. Większość przerzuciła się na sumy i częściej widać ich wpatrzonych w czubki gruntówek (bo z sumami jest niezmienie GIT) na przykosach niż ogarniających standardowe miejscówki. Nawet główka „Na Wcześniaku” jest często wolna, a to już świadczy o mega rezygnacji z walki o sandacze.
Tak to wygląda u chłopaków, a ja tu, że jest zajebiście😊 Bo jest! Tylko, że ja szukam ich już zupełnie gdzie indziej. Doświadczenia z zeszłej jesieni dają rezultat. Nie główki, nie rafy (tu jeszcze pewnie wrócimy w lato lub na wczesną jesień), ale przykosy, blaty i inne wszelkie miejscówki z leszczami! Tak, tak. Stara prawda – tam gdzie leszcze, tam i sandacze. A jak już będą też kamienie lub pozostałości po jakiś faszynach to miejscówki na „100”. I takich znależliśmy (kurcze łapie się na tym, że znalezłem je z Wojtusiem!), ZNALAZŁEM kilka.
Nie będę jednak ich opisywał. Niestety, znowu po jesiennych doświadczeniach, zbyt wiele „wkurwu” mieliśmy po podpatrywaczach, którzy jak tylko widzieli nas 2-3 razy na miejscówce to bez pardonu zajmowali je, a my musieliśmy szukać dalej. Jak ktoś ogarnie po zdjęciach to jego😊
Wracając jednak do miejscówek. Jestem wręcz zszokowany ile pięknych łowisk kryje jeszcze WISEŁKA. Jasne, nie łatwo je odkryć, a może inaczej, przekonać się do nich. Kluczem jest po prostu myślenie trochę innym kategoriami o sandaczach. One są cały czas w ruchu! Raz są tu, raz tam, a żrą wtedy gdy żre leszcz. Tylko tyle i aż tyle!
Dlatego przykosy i blaty są tak ważne. Nie wszystkie są tak samo dobre, ale na tym to polega! No dobra, ale dość „mundrowania”. Jak je ogarniamy?
Ano na razie po dole RZEKI. Chyba dlatego, że przyszła „Janówka” z nieco szybszym nurtem i delikatnym przyborkiem. Dopóty, dopóki łowimy 14-16g to stacjonujemy właśnie tam. Na miejscówki na Nowym Moście czy jeszcze wyżej przyjdzie czas za tydzień może dwa.
Łowimy po 3-5 ogarniętych sandolków z wyprawy. Jak pisałem, z wielkością jest różnie i to jest piękne! Ostatnio z Krzyśkiem zapłynęliśmy na łowisko ok 17:45. On po 3 rzutach ma delikatnego pstryka i okazuje się, że podbieram mu byka 85 cm (jeszcze raz gratki Krzysiu!). Po krótkiej sesji zdjęciowej ja ma mam w pierwszym rzucie „knota” 55 cm😊 A dalej już same niewymiarki. Dzień wcześniej miałem z tego miejsca ryby dopiero po 19stej i to same przyjemne 60tki z ukoronowaniem w postaci smoczka 71 cm. Dzień póżniej, czyli wczoraj:), zero brań od 15stej do 19:30. Postanawiam lecieć dalej i ogarniam miejscówkę na zasypanej główce, gdzie widać jej może 20 metrów (szczerze mówiąc szukałem jej od 2 lat, bo widac ja na starych zdjeciach, ale dopiero w tym roku ją trochę odsypało) i 4 strzały w 30 minut. 41, 55, 56 i 67 cm. MEGA!:)
Dzień niepodobny do dnia😊
Także jest ciekawie – będę relacjonował😊
PS. Smiałem się z Krzychem, ze jakby „Łysy Wąż” miał taką WISEŁKĘ jak my, to by filmy na YT wrzucał 2 razy dziennie:) dlatego szanujemy co mamy, z pokorą i z zajawka!:)