Trochę to lato się rozkręcało😊 Zimny kwiecień, maj nie lepszy, początek czerwca ze zmienną i deszczową pogodą, ale mniej więcej od połowy czerwca już przyszła „kanikuła”.
Dla mnie oznacza to zarzucenie na chwilę podboju miejskich główek i przerzucenie się na mniej oczywiste miejscówki. Oznacza to coraz więcej wypadów w górę RZEKI, na Tokarkę lub jeszcze dalej, na Jordanów. Oznacza to też, że częściej zaglądam pod Stary Most.
„Pod” ma tu znaczenie dosłowne. Zaczynając od strony Radziwia, jest to stara rafa między 1szym i 2gim filarem, gdzie możecie dopaść wieczorne sandole, ale też piękne bolenie, które często ganiają w warkoczu 2giegi filara. Dalej, między 2gim i 3cim filarem kultowa główka „Na rurze”, która niezmiennie od lat potrafi zaskoczyć ilością i wielkością łowiony sandaczy, niekoniecznie tylko wieczorem. Jest też realna szansa na spotkanie z sumem, szczególnie bliżej głównej rynny.
Ciekawymi, choć nieco monotonnymi miejscówkami są rynienki, dołki i przykoski przy 3cim filarze i dalej 1szym i 2gim od strony Płocka. Warto tu przyczaić się na przełomie dnia i nocy lub nawet po zmierzchu, bo naprawdę możecie być zaskoczeni jakie drapieżniki wychodzą tu za stadami leszczy. Koniecznie zakładajcie fluorocarbon i stosujcie „grube” zestawy, bo sumy mocno Was „wyjaśnią”😊
O Tokarce i Jordanowie pisałem w zeszłym roku, więc nie będę się powtarzał. Ja uwielbiam te rewiry ze względu na zupełnie inny charakter i mimo wszystko więcej spokoju. Mniej tu łódek i mniej zamieszania na wodzie. Z sandaczem różnie, rzadziej trafiają się te grube, ale też nie ma tragedii. W tym roku mam już stąd 82 cm i 76cm, więc „gitara”.
Dla mnie lato kojarzy się również z charakterystycznym elementem zestawu. „Fluorocarbon, Głupcze!”:) Używam go na mocno tnących główkach czy rafach, ale teraz to jest „mus” ze względu na sumy. Nie oszukam chyba jeśli stwierdzę, że w czasie letnim na odcinku miejskim szybciej traficie „Króla” niż sandacza. Im cieplej tym więcej suma. W tym roku na początku czerwca dominowały maluchy, bo „byki” jeszcze się tarły, ale po 20stym coraz częściej widać ogromne spławy pięknych okazów. Przychodzą za ławicami leszczy i cert, ale są też przeganiane z dolnych partii RZEKI przez deficyt tlenowy.
Kwestią czasu będzie więc spotkanie z tymi rybami, a wtedy warto trzymać się mocno relingów na łódce, gdy poczujecie delikatny „pstryk”, ale zamiast charakterystycznego trzepotania łbem, Wasz „zabetonowany” hamulec kołowrotka zacznie mimo wszystko oddawać plecionkę z zadziwiającą łatwością😊 I wtedy będzie: „Kurwa, ale mnie pozamiatał! Znowu..”😊😊 Czego życzę mimo wszystko Wam i sobie!:)