My wędkarze jesteśmy specjalnym gatunkiem. Zawsze z nadzieją, zawsze z pozytywnym nastawieniem. Mimo wschodniego wiatru w twarz, mimo pełni księżyca i ataku hord komaro – meszek, to kiedy tylko możemy meldujemy się nad wodą, żeby za każdym razem walczyć o marzenia. Przepraszam: MARZENIA!

Ucieczka w Tokarkę przed zachodnim wiatrem

I nie ważne czy naszym celem są feederowe leszcze, pop-upowe karpie, mega sumy czy legendarne „smoki”. Zawsze na posterunku, zawsze gotowi😊

Super jest to, że mimo tego że najczęściej „na tarczy” to i tak zrzucimy to na wiatr, front lub koklusz (ci pesymistyczni) lub stwierdzimy, że i tak najważniejsze jest „być”, a ryby to tak naprawdę dodatek (ci optymistyczni).

Zdradzę Wam teraz moje marzenie – BRZANA jej imię😊

Ale jak to się zaczęło poniżej.

Przez wiele lat rozwijałem się jako wędkarz szukając nowych wyzwań. Najpierw feeder wiślany i sen o wielkich jak patelnia „lechach”. Prawdą jest, że te największe zacząłem łowić dopiero przy okazji ustawek karpiowych (największy 4,8kg) i niezamierzonych spinningowych „podcinek” (79 cm w listopadzie, na oko minimum 6,5kg).

Później karpie. Oj, ile ja nocek spędziłem nad mniej lub bardziej „tajemnymi” łowiskami, żeby ogarnąć 20kg „maciorę”. Najpierw pierwsze 10ki/12ki z łowisk specjalnych typu Wygonin, dalej ambicja, żeby to się stało w łowisku PZW. Próby na Soczewce, Sobótce, itd. Padały 14ki/kilka 16stek, ale nadal to było -4kg😊 Najbliżej było na 3-hektarowej gliniance pod Kutnem -> 19,4 kg na „bałwanka” orzech/ananas. Mega przeżycie, bo kulki proteinowe robiłem sam, wg własnych receptur i wspomagałem się pop-up’ami firmowymi. A ten ananas od „Mainline” był wręcz legendarny. Czy mieszałem go z kulkami słodkimi czy mięsnymi to zawsze robił rootę. I na wszystkich łowiskach.

No dobra, dalej.. W pewnym momencie „ulały” mi się te kilkudniowe wyprawy karpiowe. Dodatkowo dzieci, praca. Czułem, że skończył się jakiś etap. Zaczęły się sumy.

Dzięki Krzyśkowi mogłem wrócić do WISŁY. Łódka, przystań w porcie, znajomi starzy wyjadacze😊 Wymyśliłem sobie, że po karpiach to tylko SUMY. A jak? Rozmiar jest najważniejszy😊😊

Najpierw metody gruntowe. Fajne wyniki, ale ryby rzadko przekraczające 15 kg. Później vertical z kwokiem. Nie boje się stwierdzić, ze na płockiej WIŚLE  Krzyśkiem i Wojtusiem byliśmy pionierami. Do teraz nie wierzę ile i jakie my ryby łowiliśmy. Wypływaliśmy o godzinie 15 w lipcu/sierpniu i wracaliśmy na port o 20stej. Jakie pływanie po nocy? Pełna lampa, a my na karasie 25 cm klepiemy sumy 160-185 cm. Mój największy już się pojawił we wcześniejszych wpisach – 235 cm!

Zakaz trollingu (i dobrze!!!) spowodował, że co mądrzejsi zaczęli się przypatrywać co my tam wyprawiamy (to akurat lipa!!!). No i się zaczęło! Były wieczory, że pływałem równolegle z 8-12 łódkami, gdzie wszyscy „kwoczyli”. I lokalesi i „warszafka”. Jak wiecie jest to metoda bardzo akustyczna, więc brak opamiętania spowodował, że jakoś zacząłem wycofywać się z tematu. Zaczęło mi się robić zwyczajnie wstyd za tą rozpierduchę na wodzie i stwierdziłem, że dość! Ja w tym nie uczestniczę☹

Na szczęście złapałem od Wojtka „zajawkę” na sandacze. Wysyp tej ryby na odcinku płockim, o którym pisałem na początku istnienia bloga, pozwolił  mi wrócić do równowagi😊 Trwa to dalej. Kondycja stada coraz słabsza (chociaż „króciaki” z lata dają nadzieję na odbudowę), ale jedziemy dalej. 90ki nadal nie przekroczyłem (nie liczę PB 93 cm na kukurydzę), ale na pewno ogarnę to tej jesieni😊😊😊.

Ale tak naprawdę dla wielu z nas, tych płockich wiślanych bywalców, Świętym Graalem pozostaje BRZANA. Wielu o niej słyszało, nieco mnie widziało (niekiedy wypływają na wiosnę truchła na brzegach), ale na palcach jednej ręki można policzyć tych, co ją złowili. Ponoć niekiedy składają się na zimowisko „Na przeprawie”, ponoć można ją trafić na Troszynie, kiedyś na Jordanowie. Coś w tym jest, bo kilkanaście lat temu rekord Polski 6,5 kg został złowiony z opaski na Troszynie.  Zawsze jednak traktowałem to jako legendy. Nawet nie myślałem, że JĄ spotkam. No jak? Przecież nawet na T-łówce łowię na 14 gramowe główki. Gdzie do tych legendarnych rwących rynien, raf itd. Bez szans.

83 cm, 5,4 kg

Pierwszy cud nastąpił na „Kurnikach”, gdy trafiłem kilka lat temu „rakietę” 70+. Delikatne puknięcie na Awarunę 4’ schodzącą z główki. Początkowo myślałem, że to olbrzymi boleń, ale przy łódce wręcz zamarłem – to ONA! Piękna, złota i jakby nierealna. Nie miałem wtedy GO PRO i nie zrobiłem ogarniętych zdjęć, ale kilka fotek „łódkowych” zostało. Spotkanie to było o tyle dziwne, że to był upalny sierpień i co jak co, ale ten gatunek powinien szukać najlepiej natlenionych odcinków RZEKI z rwącym nurtem, a tu Tokarka, +30 stopni i nurt na 12 gram. Szok!

t/sdcard/DCIM/100GOPRO/GOPR0184

Z biegiem czasu wspomnienie o pierwszym spotkaniu zaczęło blaknąć. Coś niby myślałem, żeby poszukać brzan z premedytacją. Może kamieniska przed T-łówką, może główna rynna na Liszynie, może feeder lub ciężka gruntówka z serem. I tak te „może” zostało i w ogóle nic nie zrobiłem, by poganiać moje senne marzenie😊

A tu nagle kolejna niespodzianka. A może przypominacz?

t/sdcard/DCIM/100GOPRO/GOPR0185

12.09.2022. Wieje trochę z zachodu więc zaleciałem na Tokarkę, żeby spokojnie porzucać, a nie tylko walczyć z falą. Na szczęście na pierwszej główce nikogo nie ma, więc instaluję się właśnie tam. W tym roku mocno ją zasypało i trzeba dobrze ustawić się na konkretnym odcinku, gdzie jeszcze jest trochę gruzowiska. Wybieram miejscówkę jakieś 75 metrów od brzegu.

t/sdcard/DCIM/100GOPRO/GOPR0187

Po kilku rzutach strzał z rzutu wzdłuż główki i sandolek 65 cm ląduje w łódce. No nieźle się zaczyna myślę. Po kilkudziesięciu minut jakby zatrzymanie, jakby naduszenie na gumę. No to tnę i ryba jakoś dziwnie odjeżdża. Na początku myślałem, że gruby lech, ale z drugiej strony na tej główce nigdy ich nie było. Krótki odjazd na hamulcu uświadamia, że to chyba gruba rapa, albo średni sumek. Walka jednak nie nabrała dalszych rumieńców, bo zacząłem podciągać rybę pod łódkę. Jeszcze kilka kółek  i idzie do powierzchni. Jakieś 5 metrów ode błysnę złotem – no pięknie, myślę, gruuuby boleń. Jeszcze kilka sekund i podciągam ją do podbieraka. A tu….

t/sdcard/DCIM/100GOPRO/GOPR0186

„Na Boga”! Jaka BRZANA. Cały grasspig 12,5 cm w wąsatym, mięsistym pysku. Trzęsącymi się rękoma zagarniam ją do podbieraka i jest! Nie wierzę, chyba jeszcze większa niż ta kilka lat temu.

Delikatnie odhaczam ją, cały czas w podbieraku. Szykuję GO PRO i zestaw do ważenia. Szybka sesja zdjęciowa, mierzenie, ważenie i z powrotem do wody. Odpływa. Pięknie!

t/sdcard/DCIM/100GOPRO/GOPR0188

Jest, jest! Znowu MARZENIE przyszło do mnie!

83 cm i 5,4 kg – olbrzym.

Szybki telefon do Wojtusia i wspólna celebracja. Coraz rzadziej w życiu są sytuacje, które potrafią tak mocno zaskoczyć. Super sprawa!

Kurcze, tak się zastanawiam, jaka ryba dała mi większą radość. No wszystkie te okazy z przeszłości to jednak wynik jakiegoś planu, determinacji i czasu ukierunkowanego właśnie na nie. A BRZANA to taka niespodzianka, jakiś fart, jedna na milion!

😊😊😊😊 MARZENIE😊😊😊😊

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *