Zastanawiałem się jakiś czas nad detalicznym opisem konkretnych wypraw, bo pisząc o podsumowaniach dłuższych okresów, jakoś umykają detale i wpisy nie oddają wszystkich fajnych zdarzeń, które mają miejsce nad wodą.
Stąd teraz wypróbuję tą formę i podeślę Wam codzienne relacje. Mam nadzieję, że coś będzie się działo, bo inaczej powieje trochę nudą😊😊😊
No w końcu!:)
Co roku mam dyspensę od rodziny na tygodniowy urlop, który poświęcam TYLKO wyprawom wędkarskim. Zazwyczaj jest to przełom września i października, ale tym razem obowiązki w pracy pozwoliły na ogarnięcie tematu dopiero w drugiej połowie tego ostatniego.
A więc zaczynamy!
DZIEŃ 1 – 18.10
Ostatni dzień pięknej jesiennej aury. Cały tydzień poprzedzający temperatury oscylowały między 16 i 20 stopni, a słoneczny wyż zapewnił piękną polską złota jesień.
Dzisiaj jednak idzie zmiana. O ile rano mamy jeszcze 15 stopni, to popołudniu nadciągnie front deszczowy, by jutro powiało z północy i temperatura obniży się do 10 stopni.
Na port jadę ok. 7:30. Trochę późno, ale musiałem odespać poprzedni tydzień i jakoś tak wyszło. A że kto rano wstaje jemy Bóg daje to przekonałem się jak przejeżdżałem przez Stary Most. Wojtuś dosłał mi SMSa z ładnym 70-takiem. Szybki telefon i wszystko jasne: „Elewator”.
Desant na łódkę i lecimy. Zanim wyszedłem z portu drugi SMS – gruby 60tak. Hehe dobrze się dzieje. Zapływam do chłopaków, bo Wojtek na łódce z Jarkiem i ustawiam się nieco bliżej brzegu – oni stoją na samym końcu główki.
1,5 godziny rzucania i nic. Chłopaki też bez kontaktu. No miały te swoje 15 minut żarcia i poleciały dalej😊
Kolej na następną miejscówkę – płynę w górę na „Gruszkę”. W tym roku chyba pierwszy raz tu staję. Na echosondzie sprawdzam czy dużo pozmieniało się od zeszłego roku – w sumie nie. Do połowy zasypana, później przykoska z kamieniami.
Godzinka rzucania i znowu bez kontaktu. Zmieniam miejscówkę.
Od jakiegoś czasu korciło mnie, żeby sprawdzić główkę „Na róży”, szczególnie, że cały czas mocno ciągnie. I na „Elewatorze” i na „Gruszce” dopiero główki 25g chodziły w miarę rozsądnie. Niestety na brzegu kilku feederowców uniemożliwiało ustawienie się.
No to dalej – sprawdzę główkę „na Pałacach”. Nie za bardzo ją lubię, ale ostatnio słyszałem, że kilku chłopaków miało tu konkretne ryby. Sprawdzimy. Niestety mega tu ciągnie. Dopiero u podstawy główki jest rozsądnie, ale przez kilkadziesiąt nie mam kontaktu.
No słabo się zaczyna…a myślałem, że popołudniowy front „bujnie” sandolki do żerowania. Wczoraj było słabo, więc przed zmianą to dziś powinno być OK. Ale nie jest☹
Płynę wyżej na odcinek między poniżej światłowodu. Tu zawsze jest spokojniej, bo cypelek odbija główny nurt na jakieś 80 metrów od brzegu. Najpierw próbuję poniżej „Strażaków”. Ładna rafka z przegłębieniami do 7,2 m często dawała ryby na jesieni. Teraz nic poza leszczem 2kg podciętym za ogon.
Spływam ciut niżej, główkę przed „Owsikami”. Nie jest ona jakoś specjalnie bogata w ryby, ale od czasu do czasu dawała fajne sandacze i zdarzał się gruby sum.
No i w końcu „pstryk”. Siedzi – maluszek 35 cm. Pożarł całego Kiełbia 9 cm od Matusiaka. Kolejne rzuty przynoszą następne niewymiarki. W sumie złowiłem ich 7 sztuk. Brały na różne przynęty. Nie bały się nawet 11 cm Awaruny😊
Na koniec fajna niespodzianka. W momencie, gdy podnosiłem gumę nad grzbiet główki mocny „strzał” i jazda na krótkim dyszlu. Po kilku dynamicznych zrywach ląduję bolenia 58 cm. Lubię takie przyłowy – teraz bolenie są grube jak karpie i mają mega siłę. Taki maluch a dawał czadu jak dobry 70 centymetrowy sandacz.
Zaczyna kropić, więc czas zawijać do portu. W drodze powrotnej planuję jeszcze raz ustawić się „Na róży”, ale deszcz już mocno pada. Płynę do domu.
Nic to. Jutro nadrobimy😊